Jeszcze zanim świat oszalał na punkcie środków do dezynfekcji, Andrea Lisbona Vives postawiła na kategorię, którą większość marek traktowała jak nudny medykament.
Założony w 2016 r. Touchland miał jeden cel: wyrwać płyn do rąk z aptecznej niszy i wprowadzić go na półki marek beauty oraz fashion. Sposobem na to okazały się design i doświadczenie produktu. Zamiast nieatrakcyjnych butelek – smukłe, kieszonkowe spraye. Zamiast wysuszającego żelu – formuły z nawilżaczami, które nie zostawiają lepkiej warstwy. Ta zmiana percepcji sprawiła, że Touchland trafił do Sephory, Ulta Beauty i Kohl’s, a sam produkt zaczął funkcjonować bardziej jak akcesorium lifestyle’owe niż „preparat do odkażania”.
Pandemia była dla marki katalizatorem, ale nie jednorazowym zrywem. Po covidowym wzroście firma utrzymała rozpęd: w 2024 r. jej roczne przychody przekroczyły 100 mln dol., a od 2021 r. wzrosły o 2200 proc.
Na początku roku Touchland rozszerzył portfolio o linię zapachów, a w maju sfinalizował sprzedaż całej spółki do Church & Dwight – właściciela m.in. Arm & Hammer i OxiClean – za 700 mln dol. W zależności od wyników sprzedaży w 2025 r. łączna wartość transakcji może wzrosnąć do 880 mln dol. Andrea Lisbona Vives zostaje w firmie jako CEO.
Droga do exitu nie była efektem presji ze strony rady nadzorczej ani pogoń za „jak najszybszą” transakcją. Założycielka przyznaje, że w pewnym momencie – po rozmowie z mentorem – uznała, że aby zrealizować pełen potencjał marki, potrzebuje partnera z globalną infrastrukturą. Church & Dwight przekonał ją historią rozwijania marek osobistej pielęgnacji, takich jak Hero czy TheraBreath, bez rozmywania ich DNA. Obie strony szybko uzgodniły wizję dalszego wzrostu i skalowania dystrybucji.
Silne zasięgi były mocną stroną
Największą obietnicą akwizycji jest ekspansja międzynarodowa. Touchland zbudował silne zasięgi organiczne w mediach społecznościowych i od dawna dostawał prośby o wejście na kolejne rynki. Testy w Kanadzie i Dubaju zakończyły się sukcesem; w tym drugim przypadku marka otrzymała nawet ekspozycję witrynową w najważniejszej na świecie lokalizacji Sephory.
Teraz, korzystając z łańcucha dostaw i relacji Church & Dwight, Touchland może przyspieszyć wejścia na kolejne rynki bez kompromisów jakościowych.

W tle szybkiego wzrostu stoi zaskakująco mały zespół – 15 osób – oraz „nieakceptująca egoizmu” kultura pracy, w której każda decyzja ma służyć marce.
To podejście było jednym z warunków transakcji. Nowy właściciel miał nie tyle zmieniać DNA Touchland, co wzmocnić je narzędziami do wzrostu. Dla Lisbony Vives finalizacja umowy była momentem emocjonalnym, bo po latach budowania chciała mieć pewność, że marka trafi w dobre ręce. Gdy upewniła się, że tak jest, pojawiło się uczucie ulgi i satysfakcji.
Historia Touchland to opowieść o odczarowaniu „banalnego” produktu poprzez projektowanie i branding, a także o dyscyplinie operacyjnej, która pozwala przekształcić pandemiczny pik w trwały biznes. To także lekcja dojrzałości założycielskiej: rozpoznać moment, w którym partner o większej skali może pomóc wykonać kolejny skok.
Sama założycielka podsumowuje to prostą radą dla przedsiębiorców marzących o udanym wyjściu: nie buduj firmy pod exit, tylko pod proces. Gdy powstaje znakomita marka, sukces przychodzi, a później najważniejsze jest znaleźć partnera, który pomoże chronić jej dziedzictwo i pomnożyć potencjał.
Czytaj też: 10 pomysłów na dochodowy biznes online w Polsce