Daktyle, jeszcze niedawno kojarzone głównie z kuchnią Bliskiego Wschodu, przeżywają swój popkulturowy moment. W wyszukiwarkach i na TikToku królują przepisy, a w sklepach rośnie popyt. W USA zapytania o Medjool dates”, czyli wyjątkowo dorodne daktyle Medjool, osiągnęły w tym roku najwyższy poziom od dwóch dekad według Google Trends.
Popyt nie kończy się na ciekawości: w 52 tygodniach do 13 lipca sprzedaż detaliczna daktyli w USA skoczyła o około 30 proc. rok do roku, a cały 2024 r. przyniósł niemal 19-proc. wzrost wobec poprzedniego roku na podstawie danych Circana. Dla rolników, przetwórców i marek to sygnał, że mamy do czynienia z trendem, w który opłaca się inwestować.
Na TikToku daktyle zostały wciągnięte w falę „fibermaxxingu”, czyli mody na maksymalizowanie spożycia błonnika. W przeciwieństwie do wielu słodkich przekąsek, daktyle oferują naturalną słodycz i solidną dawkę błonnika, co sprawia, że świetnie wpisują się w narrację „clean label” i domowych przepisów na batony energetyczne, krówki, karmel z daktyli czy uproszczone wersje batonów typu „candy bar”. Medjool uchodzi z kolei za Cadillaca wśród daktyli — jest duży, mięsisty i ma karmelowy profil smakowy, który dobrze wygląda w formatach wideo.
Rolnicy i przetwórcy w USA szybko odrobili lekcję marketingu. Pacific Date Corporation, dotąd znany jako producent i podwykonawca dla innych marek, uruchomił własną markę przekąsek Sun Lovin’ Foods — daktylowe „energy bites” w smakach od czekoladowo-wiśniowego po bananowo-orzechowy trafiły już do około 2 tys. sklepów. Jednocześnie firma inwestuje w infrastrukturę, w tym więcej linii do sortowania Medjooli, bo dotychczasowe moce nie nadążają za sprzedażą.
Double Date Packing z Coachelli dokupuje rancza, gdzie tylko się da, a przez dwa lata z rzędu sprzedaje cały plon zanim dotrze do końca sezonu. Ta dynamika jest o tyle zaskakująca, że tradycyjnie rolnicy rzadko prowadzą własny marketing — dziś robią to z wyczuciem konsumenckich mikrotrendów.
Sprawdź też: Ten startup technologiczny wykorzystuje AI, aby pomóc lokalnym restauracjom
Popularność daktyli nie ogranicza się do owocu w całości
Coraz większą część rynku stanowią przetwory: pasta daktylowa, syrop, koncentraty i półprodukty dla kategorii better-for-you. To strategiczny krok, bo pozwala monetyzować także owoce niestandardowe wizualnie. Jednocześnie rośnie presja popytowa po stronie klientów B2B – w Pacific Date prognozy składane przez odbiorców składników wskazywały w tym roku skoki zamówień o 35 proc. miesiąc do miesiąca. Taki rajd bywa logistycznie bolesny, zmusza do szukania surowca poza regionem i liczenia się z cłami, ale daje rolnikom długo wyczekiwaną stabilność w branży zależnej od kaprysów pogody.

Swój udział w popularyzacji daktyli mają organizacje branżowe. California Date Commission finansowana opłatami od sprzedaży kieruje środki w edukację, badania, działania regulacyjne i marketing. W zeszłym roku współpracowała z American Diabetes Association, pokazując jak daktyle mogą mieścić się w dietach przyjaznych diabetykom, a w 2025 r. stawia m.in. na influencerów. To o tyle ważne, że rynek produktów rolnych łatwo ujednolica się w oczach konsumenta.
Historie marek pokazują, że opakowanie i narracja to nie kosmetyka, lecz przewaga. Rancho Meladuco Date Farm powstało dekadę temu z ambicją, „żeby opakowanie mówiło samo za siebie”. Konkretnie w grę wchodzi mocna identyfikacja, rekomendacje przepisów na pudełku, mapy Kalifornii. Za tym poszedł proaktywny PR na Instagramie, obecność w przewodnikach prezentowych i aktywne pokazy na targach branżowych.
Z kolei Aziz Farms, który od pokoleń sprzedawał daktyle hurtowo, zredefiniował się jako marka frontowa: od świeżej estetyki po logo z palmami, wielbłądami i piramidami – hołd dla egipskich korzeni rodziny. Efekt to skok z 19 tys. kg Medjooli rocznie jedenaście lat temu do 680 tys. kg dziś. Tę komercyjną opowieść domyka misja edukacyjna. Realizowane są wycieczki szkolne i programy dla młodzieży, które mają budować gotowość do płacenia więcej za żywność lokalną i odpowiedzialnie produkowaną.
Czytaj też: Startup z branży zdrowia cyfrowego chce pomóc szpitalom zrozumieć ich technologię
Co z tego wynika dla polskich firm?
Importerzy, sieci i hurtownie mają unikalny moment, by rozbudować półkę „naturalnie słodzone” i „wysokobłonnikowe”. Warto myśleć nie tylko o całych owocach, ale o ofercie private label w pastach, syropach i posypkach daktylowych dla piekarni, cukierni i gastronomii.
Przetwory pomagają uniezależnić marżę od jakości wizualnej surowca i lepiej wykorzystać łańcuch dostaw. Co więcej, producenci przekąsek i słodyczy funkcjonalnych mogą szybko wprowadzić linie prostych batoników i „energy bites” na bazie daktyli, orzechów i kakao z krótką listą składników wyeksponowaną na froncie opakowania. To kategoria, która świetnie działa w krótkich formatach wideo i pozwala budować społeczność wokół „czystych etykiet”.
Marki czekolady premium i rzemieślnicze manufaktury słodyczy mogą ponadto testować słodzenie daktylami, naśladując przykłady z USA, gdzie czekolady słodzone owocami trafiają w gust konsumentów unikających syropów glukozowo-fruktozowych. Warto do tego dołożyć ofertę wytrawną: salsy, dressingi i ostre sosy dosładzane daktylami to gotowy patent, który już zbiera stałych klientów w sklepach specjalistycznych.
Poza tym, gastronomia i kawiarnie mogą zmonetyzować trend bez wielkich inwestycji – od deserów z karmelem daktylowym po kulki mocy przy kasie – wspierając sprzedaż edukacyjnymi tabliczkami o błonniku i prostych przepisach do zabrania do domu.
Marketing powinien celować w to, co napędza viral: błonnik, proste składy i szybkie przepisy. Polskie marki mogą lokalizować „fibermaxxing” taktycznie, tworząc krótkie serie contentu i współprace z dietetykami, trenerami oraz twórcami kulinarnymi. Zamiast obietnic „bez cukru” lepiej komunikować „naturalnie słodzone daktylami” i pokazywać różnicę w składzie na czytelnych infografikach.
Dodajmy, że opowieść o pochodzeniu i estetyka opakowań to dobra dźwignia konwersji. Nawet jeśli surowiec pochodzi z zagranicy, można opowiedzieć historię polskiej manufaktury, rzemiosła i przejrzystego łańcucha dostaw, wprowadzając limitowane edycje, mapy regionów i rekomendacje przepisów na pudełku.
Szansa dla polskich firm
Polscy producenci mogą też włączyć perspektywę zrównoważonego rozwoju. Czyli: przetwórstwo „nieidealnych” daktyli na pasty i syropy redukuje marnotrawstwo. Wyraźna komunikacja śladu środowiskowego i transparentnych marż buduje lojalność. Trend jest korzystny, bo łączy smak, zdrowotną racjonalność i instagramowalną prostotę.
W tej układance wygrywają ci, którzy połączą sourcing, przetwórstwo, estetykę i narrację w spójny produkt. Daktyle mają swój moment — i to bardzo dobry czas, by polskie firmy wystawiły własne produkty.
Zobacz też: Jak vibe coding ze Szwecji wywrócił rynek oprogramowania do góry nogami